TYGIEL LOGO_ 100x100

IMAGINE PO POLSKU

Piotr Gajda

Miano „naczelnej polskiej skandalistki” przysługuje Marii Peszek jak kod kreskowy. Już same tytuły jej dwóch albumów – Jezus Maria Peszek i Ave Maria – w kraju, w którym 96 procent Polaków deklaruje się jako katolicy jest zabiegiem odważnym i znaczącym. Odważnym, ponieważ tym samym artystka naraża się na dalekie od wiary chrześcijańskiej inwektywy, ale też znaczącym, bowiem w ten sposób zapowiada, że występuje przeciwko utartym schematom czy dogmatom. Na nowej płycie Ave Maria Peszek jest jak John Lennon w Imagine: antyklerykalna, antypaństwowa i antypatriarchalna.

Ktoś kiedyś powiedział, że tego świata nie opiszą optymiści. Coś w tym musi być, skoro niemal wszystkie piosenki rockowe o Polsce bywają smutne i pełne rezygnacji. Mam tu na myśli nie tylko te spod znaku „no future” wykrzyczanych ze sceny w Jarocinie w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, ale także o tych zanurzonych w innej estetyce niż punkowa: Nie pytaj o Polskę Ciechowskiego, Szklanej pogody Lombardu czy oczywiście Polski Kultu.
Minęły niemal cztery dekady, a słowa poświęcone naszej ojczyźnie wciąż bywają oschłe: „Nic nie będzie już o Polsce / Polski we mnie nie ma / Polska była i umarła / Polska się skończyła”. Nie rażą mnie wyraziste poglądy artystki. W końcu po to nasi dziadowie i ojcowie walczyli na wielu frontach i barykadach świata, żeby mogła je dziś swobodnie wyrażać. Moim problemem są społeczne traumy, które raz jeszcze muszę przerabiać wysłuchując albumu zawierającego wybór newsów z pękniętej na pół Polski.
Ale do rzeczy – i nie chodzi tu bynajmniej o nazwę tygodnika, albowiem z konserwatywno-liberalnymi poglądami nie mam nic wspólnego. Estetycznie znacznie bliżej mi do Marii Peszek, chociaż nie wszystko, co artystka proponuje, przypada mi do gustu. Na pewno wpisuje się w niego tytułowa Ave Maria, transowa i osobista wypowiedź jednostki świadomej własnej skończoności. Ave Maria, nie umarłam, śpiewa Peszek, a co w nas nie umarło, nie ma co prawda szans na wskrzeszenie, za to wciąż daje oznaki życia. Nawet jeśli, póki co, skazani jesteśmy na egzystencję w „kraju nie do życia” (i to nie tylko z powodu pandemii). To na swój sposób charakterystyczne nie tylko dla piosenkarek, ale też dla pisarzy, poetów, malarzy, artystów niemal ze wszystkich dziedzin sztuki, że polska rzeczywistość jest dla nich z jednej strony od zawsze inspirująca, z drugiej zaś śmiertelnie dołująca, nużąca. Nieważne czy to PRL czy tzw. „wolna Polska”. Wolnej od kogo, od czego?
Wydaje się, że tak postawione pytania są ważne również dla Marii Peszek. J*bię to wszystko mógłby być prawdziwym radiowym „hiciorem”, gdyby nie tekst, który etykietuje tę pieśń jako lesbijską piosenkę miłosną. I do tego ten wulgarny szlagwort w refrenie! To aż nadto, by zmotywować purystów do wzniesienia stosu. Tymczasem mamy do czynienia z manifestem odnoszącym się do prawa bycia innym w sformatowanym kulturowo społeczeństwie, deklaracją miłości, która powinna mieć takie same prawa jak każda inna. Może właśnie dlatego Maria Peszek w Barbarce poniekąd wyważa (stawia na szali) moralne dylematy dotyczące moralnego zepsucia, poruszając bulwersujący temat pedofilii w Kościele katolickim. Wstrząs, który serwuje wykorzystując jako intro utworu fragment ulubionej pieśni papieża Polaka, podbity obrazoburczymi, brutalnymi słowami, wśród których znalazła się teza o domniemanych, świadomych zaniechaniach Jana Pawła II w tej kwestii, z wiadomych względów podzieli Polaków na kolejne ćwiartki. Takie są koszty wolności artystycznej, którą jedni zaakceptują bez mrugnięcia okiem, inni oplują i przeklną. Podobnie Virunga, wpisująca się w spolaryzowaną, a więc z góry skazaną na niedogadanie dyskusję. Być może właśnie dlatego utwory bardziej liryczne, kobiece, osobiste, jak choćby Lovesong i Pusto, Peszek umieszcza na nowej płycie jeden po drugim (Viva La Vulva to już proklamacja kobiecej siły), jakby obawiała się, że przepadną pośród jej radykalnych poglądów.
Muzycznie Ave Maria to indie rock, alternatywa, muzyka taneczna, pop, hip-hop, electro – mieszanka emocji uzupełniająca tekstowy przekaz. Żadna tam muzyka tła, za to absolutnie zintegrowany ze słowną przestrzenią bazowy podkład, który jest dziełem Kamila Patera, kompozytora i producenta płyty.
Maria Peszek powiedziała w jednym z wywiadów, że „sztuka powinna pełnić społecznie funkcję zadawania pytań”. Zapytajmy zatem. Czy koniecznie niemal wszystkie pytania powinny być podszyte świadomie odmierzoną dozą prowokacji ? Obawiam się, że choć znacząco nagłaśnia ona przekaz, to jednocześnie (na zasadzie oka, które z wściekłości podeszło bielmem) może go również zakłócać. Dlatego też nie wszyscy usłyszą, że artystka wcale nie twierdzi, że Bóg nie istnieje (to akurat postulował Lennon), ona tylko śpiewa „Pan nie jest moim pasterzem”, nie mówi, że „głupotą jest umierać za Polskę”, za to wyznaje, że „nie oddałaby ci, Polsko, ani jednej kropli krwi”. To subtelna różnica. Warto mieć w sobie jednak wystarczająco dużo dobrej woli, by chcieć ją dostrzec.

Redakcja

Redaktor naczelny – Andrzej Strąk

Redaktor prowadzący – Mateusz Sidor

adres: Roosevelta 17, 90-056 Łódź. 

telefon: 42 636 68 38

e-mail: redakcja@tygiel-kultury.pl

→ więcej informacji

connect with us

logo_ministerstwo_150
ŁÓDŹ 150