Odkryte przez archeologów w Azji i Afryce rzymskie umocnienia zadziwiają swoim zasięgiem i rozmachem. Taki był, zbudowany po podbojach Pompejusza w I w p.n.e., słynny limes w Syrii, mający chronić nową prowincję przed Persami i Beduinami. Późniejsze podboje Hadriana spowodowały, że przez kilka wieków cesarstwo sięgało od Sahary po Szkocję i od Eufratu po Ren. Zbudowano fortyfikacje, wały, mury i fossatum. O tym, jak przemyślane i tworzone z ogromną wiedzą inżynieryjną oraz strategiczną były to konstrukcje, świadczą przypadki odnajdywania śladów współczesnych umocnień tam, gdzie przed wiekami istniały podobne, jak choćby odkryta w północnej Afryce pułapka na czołgi zbudowana w czasie II wojny światowej przez Rommla dokładnie w miejscu dawnych rzymskich fortyfikacji, czy bunkier Linii Zygfryda w Nadrenii postawiony nad dawnymi fortyfikacjami Sebastiana Vaubana – geniusza strategii i sławnego generała służącego Ludwikowi XIV. Zwiedzałam kiedyś zaprojektowany przez niego fort Neuf-Brisach w Alzacji, niedaleko Colmar. Nowatorskie rozwiązania polegały na umieszczeniu umocnień poniżej linii gruntu, a nie, jak dotychczas, powyżej. Gwiaździsty fort, otoczony głębokim rowem, okazał się nie do zdobycia, tak jak zresztą inne fortyfikacje Vaubana. W Polsce odwiedziłam twierdzę Boyen zbudowaną w XIX w. w przesmyku między dwoma mazurskimi jeziorami – jedynym miejscu możliwego wtargnięcia wojsk rosyjskich na tereny państwa pruskiego.
Najnowsza historia zna jednak i inne mury, nie mające funkcji strategicznej ani obronnej, jak np. wzniesiony w 1961 roku mur berliński, rozdzielający ludzi mówiących tym samym językiem, połączonych często różnego rodzaju więzami, ale żyjących wówczas w dwóch wrogich systemach polityczno-społecznych. W 2002 roku Izrael wybudował z kolei mur na granicy z Autonomią Palestyńską na Zachodnim Brzegu Jordanu. To wysoka na 8 metrów i długa na kilkaset kilometrów konstrukcja z betonowych płyt zakończona drutem kolczastym. Druga część Autonomii Palestyńskiej – Strefa Gazy – w obawie przed bojownikami Hamasu została oddzielona dodatkowo podziemną betonową ścianą o długości kilkudziesięciu kilometrów.
W ostatnich latach powstało wiele podobnych murów w różnych częściach Europy i świata. Najczęściej nie mają one funkcji obronnej, są prymitywnymi zaporami przed ludźmi szukającymi pomocy i bezpiecznego miejsca do życia, migrantami w desperacji uciekającymi wraz z dziećmi przed wojną, głodem, biedą i beznadziejnością.
Taką zaporę zbudowały Stany Zjednoczone na granicy z Meksykiem, inne mury powstały między Chorwacją i Bośnią, Grecją i Turcją. W 2017 roku, dla powstrzymania wędrówek migrantów, Węgry wzniosły na granicy z Serbią mur o długości 155 kilometrów. Polski rząd zapowiedział niedawno, że zamierza przeznaczyć ponad 1,5 miliarda złotych na budowę podobnej zapory na granicy z Białorusią, by powstrzymać falę uchodźców z Iraku, Syrii i Afganistanu, kierowaną do nas przez reżim Łukaszenki.
Myślę, że te liche „fortyfikacje” ostatnich dziesięcioleci to mury wstydu i prawdziwy dowód na brak człowieczeństwa tych, którzy je budują.
Mieliśmy nadzieję, że mury runą, tymczasem wciąż powstają nowe – wznoszone bez kunsztu inżynieryjnego, bo przeciwko biedakom wystarczą przecież zwykły drut kolczasty i beton (mur na granicy Meksyku i USA został podobno przewrócony przez wiatr, wiejący z prędkością zaledwie 60 kilometrów na godzinę!). Zapory rosną i dzielą ludzi, a ich „budowniczowie” wyrokują, kto może żyć, a kto umrzeć gdzieś w lesie z głodu, zimna i wycieńczenia.
W Betlejem, na murze od strony palestyńskiej, jeden z najbardziej znanych przedstawicieli street artu, Banksy, namalował wymowną scenę: dwa skrzydlate putta próbują rozdzielić łomem betonowe płyty muru. Inne jego graffiti ze Strefy Gazy przedstawia małe dzieci, które łopatkami wyżłobiły dziurę w murze. Widać przez nią błękitne niebo, słońce i palmy.